Pewnego dnia tata wyszedł ze
szpitala na dłużej, dostał dosyć wysoką rentę, bo wcześniej pracował w kopalni.
Pamiętam, że załatwił mieszkanie w dzielnicy „Piaski” pokój z kuchnią na pierwszym
piętrze starego cztero-rodzinnego domu. Dorabiał jako malarz, bo tata był
dobrym i cenionym malarzem, oczywiście malarzem pomieszczeń nie obrazów. Miałem
wtedy jeszcze o cztery lata starszego brata, ale on został u babci, bo tam
chodził do szkoły.
Brata w tamtym czasie nie pamiętam za bardzo, bo on miał kolegów i nie
bawił się ze mna, i zawsze gdzieś się włóczył. W nowym domu mieszkaliśmy we
trójkę, tata, mama no i ja. Obok naszego domu przebiegała ulica, był tam duży
ruch ciężkich i wielkich ciężarówek marki „Tatra”, które kursowały z kopalni na
pobliską hałdę wywożąc tam kamień, który był odpadem wydobytego na powierzchnię
i odsortowanego węgla. Dostałem kiedyś od rodziców piękną wielką plastikową
trąbkę, biegałem więc z taką trąbką i grałem ciągle na niej – przynajmniej mnie
wydawało się że gram. Nikt nie doceniał mojego talentu bo gdziekolwiek się
pojawiłem z trąbką to wszyscy mnie przeganiali. Grając na przeciwko pod domem, postanowiłem
przebiec ulicę i grać na naszym podwórku – nagle pisk opon, wielka ciężarówa z
dużym ryjem walnęła prosto we mnie, znalazłem się pod spodem tego bydlaka, ale
na czworakach wyleciałem spod niej i biegłem przed siebie prosto do drzwi naszego
budynku, przebiegając przez ciemny korytarz wybiegłem drugimi drzwiami które
prowadziły na duże podwórko, miało może 30 metrów długości, na
końcu podwórka był rząd komórek – to takie schowki na węgiel, ziemniaki i inne szpargały,
wcisnąłem się pomiędzy komórki a mur, który był wokoło podwórka, w ręku cały
czas mocno trzymałem trąbkę. Stanąłem wreszcie bo już nawet nie miał bym sił
biec, stałem jak zdrętwiały z czoła lała mi się krew, z rąk, łokci, i kolan
również, coś gorącego czułem w spodniach, krew? nie po prostu się zsikałem, ale
mocno zacisnąłem zęby aby nie płakać – nie płakałem. Cisza, słyszałem tylko
łomot swojego serca, nie wiem jak długo stałem tak bez ruchu. Kiedy już się
uspokoiłem, spojrzałem na trąbkę, wtedy dopiero zacząłem płakać – trąbka rozbita.
- Nigdy już nie miałem takiej trąbki.
Kierowca ciężarówki wysiadł dopiero po kilku minutach, podobno był
blady i cały się trząsł, widział ludzi którzy wychodzą z domów i idą w jego
kierunku, nie miał odwagi zajrzeć pod ciężarówkę, nagle jakaś kobieta krzyknęła,
to był ten mały z trąbką! Tam uciekł, tam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz