str 4


Innym miejscem była „barania łączka” myślę, że nazwa wzięła się od osób, które były tam zapraszane. Była to ładna zielona polanka umiejscowiona przy samej rzece Brynicy, w pobliżu był mostek, po którym wracali z roboty górnicy, oni zawsze mieli pieniądze, zaproszenie któregoś na zieloną trawkę w piękną pogodę nie sprawiało mojej mamie żadnego problemu. Na taki spacer zabierała mnie 15-tego dnia miesiąca lub kolejnych następujących po tej dacie. 15-ty był dzień wypłaty w większości zakładów pracy i kopalń. Najlepiej zaprosić dwóch kolesi nieznajomych, oni kupowali mocny alkohol a dla mamy na „poczęstunek” dobre wytrawne wino, po sugestiach mojej mamy jeden z nich już za chwilę leciał do sklepu po słodycze, czasami i zabawki dla mnie abym się nie nudził. W takim miejscu w biały dzień, blisko uczęszczanego przez ludzi mostu nic nam nie groziło. Kolesie podlewali jeden drugiemu coraz to więcej alkoholu żeby wyeliminować rywala i zostać sam na sam z moją mamą. Mama w tym czasie opracowywała strategię, obserwowała ich i delektowała się powoli wytrawnym trunkiem. Mijały godziny, w czasie, kiedy jeden z nich już spał zmożony przez wypitą dużą ilość alkoholu, padała propozycja: słuchaj, ja mieszkam sama z synkiem, możemy iść do mnie tylko że u nas w domu nie ma grama alkoholu idź kup coś dobrego dla nas ja wezmę synka i spotkamy się trzysta metrów stąd na ul. Bytomskiej – chodźmy razem, bełkotał pijany koleś. Razem? zapytała mama, z małym synem do sklepu po alkohol? ty chyba zgłupiałeś – mama uśmiechała się a koleś po oślinieniu i próby całowania jej w rękę pobiegł szczęśliwy do sklepu. Moja mama w tym czasie zaopiekowała się śpiącym kolegą, Czekaj synku ja tylko wezmę od tego pana portfel i zegarek żeby mu nikt nie ukradł, po zabezpieczeniu jego dóbr poszliśmy przez mostek, przez park, na przystanek i autobusem pojechaliśmy na drugi koniec miasta, do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz