Innym miejscem była
„barania łączka” myślę, że nazwa wzięła się od osób, które były tam zapraszane.
Była to ładna zielona polanka umiejscowiona przy samej rzece Brynicy, w pobliżu
był mostek, po którym wracali z roboty górnicy, oni zawsze mieli pieniądze,
zaproszenie któregoś na zieloną trawkę w piękną pogodę nie sprawiało mojej
mamie żadnego problemu. Na taki spacer zabierała mnie 15-tego dnia miesiąca lub
kolejnych następujących po tej dacie. 15-ty był dzień wypłaty w większości
zakładów pracy i kopalń. Najlepiej zaprosić dwóch kolesi nieznajomych, oni kupowali
mocny alkohol a dla mamy na „poczęstunek” dobre wytrawne wino, po sugestiach
mojej mamy jeden z nich już za chwilę leciał do sklepu po słodycze, czasami i
zabawki dla mnie abym się nie nudził. W takim miejscu w biały dzień, blisko
uczęszczanego przez ludzi mostu nic nam nie groziło. Kolesie podlewali jeden
drugiemu coraz to więcej alkoholu żeby wyeliminować rywala i zostać sam na sam
z moją mamą. Mama w tym czasie opracowywała strategię, obserwowała ich i
delektowała się powoli wytrawnym trunkiem. Mijały godziny, w czasie, kiedy
jeden z nich już spał zmożony przez wypitą dużą ilość alkoholu, padała
propozycja: słuchaj, ja mieszkam sama z synkiem, możemy iść do mnie tylko że u
nas w domu nie ma grama alkoholu idź kup coś dobrego dla nas ja wezmę synka i
spotkamy się trzysta metrów stąd na ul. Bytomskiej – chodźmy razem, bełkotał
pijany koleś. Razem? zapytała mama, z małym synem do sklepu po alkohol? ty
chyba zgłupiałeś – mama uśmiechała się a koleś po oślinieniu i próby całowania
jej w rękę pobiegł szczęśliwy do sklepu. Moja mama w tym czasie zaopiekowała
się śpiącym kolegą, Czekaj synku ja tylko wezmę od tego pana portfel i zegarek
żeby mu nikt nie ukradł, po zabezpieczeniu jego dóbr poszliśmy przez mostek,
przez park, na przystanek i autobusem pojechaliśmy na drugi koniec miasta, do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz